Najpierw sędziowie z Konina, a teraz Sąd Rejonowy w Kaliszu nie chce sądzić policjanta, który w trakcie pościgu zastrzelił Adama Czerniejewskiego. Sąd w Kaliszu wskazał właśnie, że sprawa jest tak ważna społecznie, skomplikowana i do tej pory w pełni niewyjaśniona, że powinien zająć się nią bardziej doświadczony sąd okręgowy. Z takiej oceny zadowolony jest prawnik rodziny zastrzelonego 21-latka.
Tuż po tragicznej śmierci Adama Czerniejewskiego w listopadzie 2019 r., policja suflowała mediom teorię, że uciekał, bo był dilerem narkotyków. A gdy policjant dogonił go na placu zabaw, 21-latek miał go zaatakować nożyczkami. Dlatego, w celu odparcia bezprawnego ataku, policjant, choć sam twierdził, że mierzył w nogi, strzelił mu w klatkę piersiową. Wniosek z tej opowieści miał być następujący: policjant działał w obronie własnej. Wersję policjanta, swoją opinią, wsparł potem kontrowersyjny biegły sądowy z Łodzi — prof. Jarosław B. W różnych sprawach, choćby w kontekście głośnego zgonu Igora Stachowiaka we Wrocławiu, swoimi opiniami wspierał wersje policji. W przypadku Konina wraz ze swoją współpracowniczką profesor z Łodzi przekonywał, że strzał był faktycznie w klatkę piersiową. Tymczasem rodzina Adama, zwłaszcza jego ojciec, od początku uważali, że "policjant jest mordercą", a wersja z nożyczkami jest jego wymysłem. Wskazywali, że przed tragedią uwziął się na Adama, złośliwie go legitymował, zabierał do radiowozu, przeszukiwał, kazał się rozbierać do naga. Dlatego, w dniu tragedii, Adam miał uciekać ze strachu przed policjantem Sławomirem L. W ocenie rodziny po chwili policjant celowo strzelił mu w plecy. Wersję o strzale w plecy potwierdzili potem biegli z kilku instytucji: z laboratorium kryminalistycznego policji w Warszawie, medycy sądowi z Poznania oraz medycy z Krakowa. Efekt był taki, że po długim śledztwie Prokuratura Regionalna w Łodzi oskarżyła policjanta. Wykluczyła celowe działanie z jego strony. Uznała, że strzał w plecy został oddany przypadkowy, w trakcie próby złapania Adama za kurtkę. Prokurator Wojciech Zimoń nie oskarżył też policjanta o przekroczenie uprawnień, bo zdaniem śledczego "nie użył broni, bo nie strzelał świadomie". Popełnił błąd, ale w ocenie prokuratora nie jako policjant, lecz jako "zwykły Kowalski". Ostatecznie prokurator oskarżył go tylko o nieumyślne spowodowanie śmierci Adama. Dzięki takiej kwalifikacji Sławomir L. nadal jest policjantem. Ponadto skoro zarzut był tak łagodny, tylko za nieumyślne spowodowanie śmierci, akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Kaliszu. O tym, że sprawę trzeba przekazać szczebel wyżej, do sądu okręgowego, zdecydowało więcej argumentów. Sąd Rejonowy w Kaliszu argumentuje w swoim postanowieniu, że sprawa ma istotne znaczenie społeczne. Dotyczy policjanta, który posługiwał się bronią palną, w trakcie i w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych. Działał jako osoba upoważniona w imieniu państwa do stosowania środków przymusu bezpośredniego. W tym kontekście podobnie jak niektórzy eksperci oceniający sprawę z Konina kaliski sąd podał w wątpliwość sens wyjmowania i przeładowania broni przez policjanta. "Jak wynika z utrwalonego orzecznictwa europejskiego zastosowanie środków przymusu, w tym broni palnej (jako "śmiercionośnej siły"), jest wykluczone, gdy osoba, która ma być zatrzymana, nie jest podejrzana o popełnienie przestępstwa z użyciem przemocy ani nie stanowi zagrożenia dla życia i zdrowia, choćby wobec niezastosowania broni palnej miało dojść do utraty jakiejkolwiek możliwości jej zatrzymania" — czytamy w uzasadnieniu decyzji kaliskiego sądu.
Kolejni biegli obalają wersję o obronie własnej. "Wyjęcie broni było bez sensu" Łódzki prokurator Wojciech Zimoń, mając sprzeczne opinie biegłych, sięgnął po trzecią ekspertyzę z zakresu medycyny sądowej. Tym razem akta wysłał do specjalistów z UJ w Krakowie. Oni uznali, że więcej dowodów przemawia za strzałem w plecy. Tym samym eksperci z Warszawy, Poznania i Krakowa mówili o strzale w plecy. Jedynie ci z Łodzi wciąż dowodzili, że policjant strzelał w klatkę piersiową. Ostatecznie prokurator Zimoń, mając opinie w stosunku 3 do 1, odrzucił wersję medyków z Łodzi. Ocenił, że wnioski prof. Jarosława B. i Anny Smędry są "sprzeczne, odosobnione i niezgodne z materiałem dowodowym". Stwierdził, że oboje błędnie zinterpretowali wynik badań, jak również dokonali nadinterpretacji zdarzenia, nie posiadając istotnych danych w tym zakresie. W trakcie śledztwa pojawiła się jeszcze jedna ekspertyza niekorzystna dla policjanta Sławomira L. Wydał ją Jarosław Grzelka, biegły w dziedzinie samoobrony i stosowania środków przymusu bezpośredniego. Oceniał sposób zachowania policjanta, który w biały dzień, na osiedlu, w okolicach placu zabaw, gonił Adama z odbezpieczoną bronią. Biegły Grzelka odniósł się do twierdzeń policjanta, że strzelał świadomie, mierzył w nogi, rzekomo w celu odparcia bezprawnego ataku, a broni nie mógł schować do kabury, bo nie było na to czasu. Te wywody policjanta biegły skwitował stwierdzeniem, że nie ma dowodów na taki przebieg zdarzenia. Dodał, że wszystko wskazuje na przypadkowy strzał, który wynikał z błędów policjanta w posługiwaniu się bronią służbową. Zauważył, że policjant z Konina, choć służył w Wydziale Patrolowo-Interwencyjnym, nosił kaburę na nodze, a taką stosują specjaliści z pododdziałów antyterrorystycznych. Być może nosił ją, wskazał biegły, żeby być "na czasie", ale nie była ona dostosowana do jego umiejętności. Wiadomo, że goniący 21-latka Sławomir L. krzyczał "stój, bo strzelam", ale nie oddał strzału ostrzegawczego. Po co jednak w ogóle wyciągał broń i biegał z nią po osiedlu? Po co ją przeładował? Zdaniem biegłego Grzelki takie zachowanie było właściwie bez sensu i prawdopodobnie miało na celu chęć przestraszenia Adama i spowodowanie, że się zatrzyma. Błędem było także prowadzenie pościgu z odbezpieczoną bronią. W efekcie, w ocenie biegłego, w trakcie próby złapania Adama palce policjanta przypadkowo nacisnęły na spust. Podobnego zdania, w kontekście przypadkowego strzału, jest osoba związana z rodziną zmarłego. Zna dowody pojawiające się w śledztwie, ale nieco inaczej niż biegły Grzelka widzi sam moment zatrzymania. — O tym policjancie z Konina krążyły opinie, że jest takim strażnikiem Teksasu, zbyt agresywnym, lansującym się na komandosa. Sądzę, że dogonił Adama, lewą ręką chwycił go za kurtkę, rzucił jakąś wiązanką, bo chciał pokazać, że jest górą. Po czym prawą rękę i broń przystawił do jego pleców. Chciał go w ten sposób nastraszyć. No i broń wystrzeliła, bo policjant nie grzeszył opanowaniem oraz umiejętnością posługiwania się bronią — ocenia znajomy rodziny Adama.
Wywody prokuratora Zimonia. Śmiertelny strzał i analogie do kradzieży Prokuratura bardzo długo czekała z postawieniem policjantowi zarzutów. Zrobiła to dopiero w grudniu 2021 r., ponad dwa lata po tragedii. Wcześniej Sławomir L. był w złym stanie psychicznym, przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Potem gdy jego stan się polepszył, wrócił do pracy w policji. Nadal nosi mundur. Choć prokurator Wojciech Zimoń ostatecznie odrzucił wersję medyków sądowych z Łodzi, to i tak w zarzutach przyjął wersję bardzo korzystną dla policjanta. Oskarżył go wyłącznie o nieumyślne spowodowanie śmierci 21-latka. Nie zdecydował się na zarzut przekroczenia uprawnień, nie mówiąc już o zarzucie zabójstwa w zamiarze ewentualnym. To konstrukcja, która opiera się na założeniu, że trzymając przeładowaną broń skierowaną w stronę człowieka, powinien zakładać i godzić się na to, że może zabić. Prokurator Zimoń w akcie oskarżenia słusznie zauważył, że Adam uciekał i nie stanął na okrzyk "stój policja". Jednak jego dalsze twierdzenia budzą zdumienie. Ocenił, że policjant, doganiając Adama, chciał go złapać... obiema dłońmi. Także tą, w której trzymał gotowy do strzału służbowy pistolet. Wtedy odruchowo, w trakcie łapania uciekiniera, zacisnął palce na spuście i przypadkiem doszło do wystrzału. Co ważne, prokurator nie ustalił, dlaczego policjant w ogóle wyciągnął i przeładował broń. Przedstawił za to autorską koncepcję, dlaczego policjanta można oskarżyć tylko o nieumyślne spowodowanie śmierci, a nie co najmniej o przekroczenie uprawnień. Z twierdzeń prokuratora Zimonia wynika, że Sławomir L. prowadził pościg jako policjant, ale "nie użył broni", bo strzału nie oddał świadomie. Owszem, złamał zasady bezpiecznego posługiwania się bronią, ale takie, które odnoszą się do wszystkich posiadaczy broni, nie tylko do służb mundurowych. Dlatego nie można uznać, że w momencie strzału działał jako funkcjonariusz publiczny. Teorię prokuratora można więc sprowadzić do twierdzenia: Adama gonił policjant, ale przypadkowo zastrzelił go "zwykły Kowalski". "Sławomir L. podjął interwencję jako funkcjonariusz publiczny, jednakże do wystrzału doszło wskutek niestosowania się do zasad postępowania bronią, które mają charakter ogólny. Nie ograniczają się do służb mundurowych. Błąd, jaki popełnił, obciążył go jako uprawnionego do posiadania broni, nie zaś jako funkcjonariusza policji. Z faktu, że był funkcjonariuszem policji, nie można z automatu wywodzić założenia, że każde jego zachowanie w czasie pełnienia służby będzie powiązane z przymiotem funkcjonariusza publicznego. Na ten przykład policjant, który dokona kradzieży, będzie odpowiadał tylko za kradzież" — przekonuje prokurator Zimoń w akcie oskarżenia.
Komentarz:
Zastrzeliłem Pana, ale zrobiłem to niechcący. Czy przyjmie Pan moje kondolencje? Niech Pan nie odmawia, przecież ukryłem się w szpitalu psychiatrycznym.