Fragmenty książki „Mężczyźni Konstancina” autorstwa nieboszczki Eweliny Ślotały

Ewelina Ślotała zdobyła rozpoznawalność w mediach dzięki serii książek, w których ujawniła blaski i cienie życia w Konstancinie, podwarszawskiej dzielnicy przyciągającej celebrytów, przedsiębiorców i miłośników luksusu. Pisarka zmarła w połowie grudnia zeszłego roku, a tuż przed śmiercią pracowała nad swoją piątą książką o Konstancinie. Miała już gotowy maszynopis „Mężczyzn Konstancina„, który został opublikowany dopiero po jej śmierci, za sprawą jej matki.

Ewelina Ślotała, „Mężczyźni Konstancina” [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Im dłużej przyglądam się Konstancinowi, im więcej widzę i więcej wiem, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to naprawdę niezwykłe miasteczko. Tylko tutaj ludzie z dnia na dzień mogą stać się kimś lub wręcz przeciwnie – nikim, i to nie za sprawą wygranego lub przegranego w ruletce majątku. A to, co widzimy na zewnątrz, jest wynikiem licznych powiązań, misternie utkanych planów, skrupulatnie zbudowanych mechanizmów, które niczym w piramidzie rozrastają się ku dołowi i ciągną na samo dno. I tak jak przy budowie tych starożytnych grobowców ginęły setki osób, tak tutaj, w tym snobistycznym raju, z wyjątkowym mikroklimatem i najczystszym powietrzem w centrum Polski, mamy wiele trupów w szafie. (…) Dlatego, choć w co trzeciej konstancińskiej willi rozgrywają się dramaty, które zwykłemu człowiekowi nie mieszczą się w głowie, a tutejsze służące, kierowcy i ogrodnicy znają historie, których przy zgaszonym świetle sami boją się opowiadać, nikt nic z tym nie robi. Policja puka tylko tam, gdzie może, służby dostają tylko drobnicę, dziennikarze szybko wycofują się z tego, co odkryli, a czarne owce giną, rozdeptane przez inne w owczym pędzie.

(…)

Kolejna historia dotyczy kobiety, która za dużo wiedziała. Pani była żoną znanego w Polsce biznesmena. Stała u jego boku wiele lat. Widziała, jak i na czym pomnażał swój kapitał, komu pomagał, od kogo był zależny. W latach 90. rzadko który biznes na ogromną skalę dało się zbudować bez opieki mafii. Wygrywali tylko ci, którzy byli sprytni jak lisy i elastyczni jak guma do żucia. Nasz bohater taki był, dlatego żeby legalnie stworzyć wielką fortunę, musiał wykonać kilka mniej eleganckich ruchów i przelewów. A wiadomo, jak się raz wejdzie do tego światka, wyjścia już nie ma. Za opiekę i milczenie pan płacił wysoką cenę, i to przez wiele lat. Jego nazwisko było w licznych teczkach, którymi machano mu przed nosem, gdy tylko próbował wykupić swoje grzechy.

Jednak tutaj nie o pieniądze pana chodziło, ale o pewne usługi, kontakty i przymykanie oka, kiedy trzeba. Tak, to zdecydowanie było bardzo stresujące. Tak bardzo, że pan znacząco podupadł na zdrowiu. Lekarze i żona błagali go, żeby się wycofał, oddał stery synowi i w końcu zaczął korzystać z pieniędzy, które zarobił, ale on nie chciał o tym słyszeć. Wiedział, że razem z majątkiem przekaże synowi dług do spłacenia, a na to ojcowskie serce nie chciało się zgodzić. Pan powinien przynajmniej przed rodziną przyznać się do błędów, które popełnił za młodu, ale do tego z kolei nie miał odwagi. A może bał się reakcji. W każdym razie syn jego zachowanie odczytywał jako policzek wymierzony w jego kierunku. Uważał, że ojciec nie chce mu przekazać firmy, bo nie ufa jego biznesowym umiejętnościom. A żona była przekonana, że mąż nie liczy się z jej zdaniem i jest pazerny, nie chcąc podzielić się fortuną z synem. W końcu matka z synem zdecydowali, że podstępem wyciągną od ojca pełnomocnictwo.

Jako że ten był już naprawdę wątłego zdrowia, wystarczyło niewiele, żeby udowodnić mu niepoczytalność intelektualną i zachowania działające na szkodę firmy. Niewiele, czyli dwie tabletki podawane codziennie rano przez troskliwą małżonkę. Pan po nich miał majaki, luki w pamięci i faktycznie bardziej przypominał staruszka z demencją niż prężnego biznesmena sprzed lat.

Fortel się udał – firma ojca w asyście prawników i notariuszy została przekazana jedynemu synowi. I tak jak przewidywał wcześniej senior, syn nie musiał długo czekać na pojawienie się wierzycieli. Już w pierwszym miesiącu swojej prezesury został zmuszony do wystawienia dwóch bardzo ryzykownych faktur. Po trzeciej takiej prośbie synek nie wytrzymał i poszedł na skargę do mamy. Kobieta zagotowała się z wściekłości na męża. Przekopała cały dom w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby pomachać przed nosem bandytom, ale kiedy niczego nie znalazła, zdecydowała, że sprawie trzeba ukręcić łeb po bożemu. Oznajmiła synowi, że pójdzie na policję i o wszystkim im opowie. A że żoną męża jest przeszło 30 lat, pewne nazwiska i twarze kojarzy. Powie wszystko, co wie, winę zwali na niego, w końcu niepoczytalnego staruszka do więzienia nie wsadzą. Syn na początku protestował, ale po dłuższym namyśle oferta matki wydała mu się jedynym rozsądnym wyjściem z impasu. Bo przecież tu nie o płacenie haraczy chodzi, tylko o zmuszanie do łamania prawa. A do tego on nie ma ani kwalifikacji, ani odwagi.

Matka wsiadła do swojego białego mercedesa i podjechała pod pierwszy lepszy komisariat policji. Ale jak tylko wysiadła, drogę zagrodziła jej czarna limuzyna, do której mało subtelnie została zaproszona. Kobieta wróciła do domu wieczorem. A dokładniej jej ciało zostało podrzucone pod drzwi posesji.

Blady jak ściana syn dobrze odczytał wysłany mu przekaz. Wiedział, że wpadł po uszy i jeżeli chce żyć, nie może się wychylać. Ciało matki nocą zakopał w ogrodzie pod jej ulubionym krzakiem angielskich róż. Ojca wysłał do luksusowego domu seniora w Hiszpanii, wszystkim mówiąc, że rodzice w końcu zdecydowali się spełnić swoje marzenie i zamieszkać w kraju Picassa. Sam zaś wrócił do pracy, godząc się na to, by raz na jakiś czas wystawiać faktury, na widok których jego księgowi bledli, a prawnicy rwali włosy z głowy.

Ewelina Ślotała ujawniła ciemne strony Konstancina. Historia „pięknej aktorki” może przerazić

Na koniec jeszcze jedna opowieść z gatunku „znikające kobiety”. Opowiadają ją sobie żony, kiedy już przestają patrzeć na swoje życie przez różowe okulary. Kiedy już nie mają złudzeń, że ich los się odmieni, a mąż opamięta. Kiedy przestają wierzyć, że można opuścić Konstancin na własnych warunkach i z podniesioną głową.

Bohaterka tej opowieści jest typową żoną Konstancina. Za młodu piękna aktorka zakochała się w czarującym milionerze. Mężczyzna robił wszystko, by piękność zwróciła na niego uwagę – obsypywał ją diamentami, zaskakiwał spontanicznymi wypadami prywatnym samolotem na zakupy do Mediolanu. Mamił, obiecywał życie, o jakim kobieta nigdy nie tylko nie marzyła, ale nawet nie słyszała. Póki samiec gonił króliczka, wszystko się zgadzało, ale w końcu króliczek dał się złapać, licząc na szczęśliwe zakończenie romantycznej historii. Ale nie tym razem, śliczny króliczku.

Mężczyzna już w pierwszym roku po ślubie zaczął pokazywać pazurki. Kobieta odczuła, jak bardzo są ostre, na własnych rękach i plecach. Nie rozumiała, co się stało, zatem obwiniała o wszystko siebie. Im bardziej mąż był agresywny, tym bardziej ona czuła się winna.

I tak przez lata, aż do momentu, kiedy mężczyzna poznał innego króliczka, na widok którego jego serduszko zaczęło szybciej bić. Ale co zrobić z pierwszą żoną? Rozwieść się, nie rozwiedzie, bo w czasach, kiedy jeszcze był zakochanym głupcem, zgodził się podpisać intercyzę. Niby dużo by nie stracił, ale po co ma żonie płacić pięć milionów, skoro może nie dać jej nic i wziąć sobie nowego króliczka za kochankę. Właśnie taki scenariusz zdecydował się wprowadzić w życie – i nawet przez kilka miesięcy go realizował.

Ale drugi króliczek był sprytniejszy od pierwszego. Szybko znalazł na milionera haki i zaczął nimi żonglować. Potrafił nawet przyjechać do jego firmy i zrobić mu taką awanturę przed partnerami biznesowymi, że potem śmiało się z niego pół Konstancina. I kiedy pan był już zdecydowany, żeby przekupić kochankę i pozbyć się jej raz na zawsze, ta pomachała mu przed nosem testem ciążowym. Nie ma rady, będzie dziecko, trzeba się z pierwszym króliczkiem rozwieść i ożenić z drugim. Jak postanowił, tak chciał zrobić. Ale wtedy zbuntował się pierwszy króliczek. Pani sprzedała wszystkie swoje diamenty, które dostała od pana jeszcze w dobrych czasach, i wynajęła najlepszego w Warszawie prawnika od rozwodów. Bo skoro będzie dzieciątko, to zdradę już łatwo udowodnić. Skoro zaś tak, to rozwód ma być z winy pana, proszę pana. A to już oznacza znacznie więcej milionów po stronie pani i alimenty do końca życia. Prawnik pijawka świetnie panią przygotował, nakłonił ją nawet do nieprzyjęcia ugody, która jego zdaniem była nie do przyjęcia. Choć pani by ją przyjęła.

Okropny rozwód, który trwał trzy lata, zakończył się tajemniczym zniknięciem pani. Ot tak, pani pojechała na targ po warzywa i nie wróciła do domu. Jej samochód znaleziono porzucony na osiedlowym parkingu. Ale pani w nim nie było. Nie zostawiła żadnego listu, z domu nie zniknęły żadne ubrania świadczące o jej nagłym wyjeździe. Nic. Po prostu zapadła się pod ziemię.

Pan po licznych i nieprzyjemnych przesłuchaniach na policji został wykluczony z listy podejrzanych. Tak samo jak jego ciężarna kochanka. Po kolejnych miesiącach poszukiwań sprawa ucichła. Nazwisko zaginionej kobiety przestało się klikać. Wszyscy skupili się na zaginionym pytonie, którego szukał znany detektyw. Do dzisiaj nikt nie wie, co się stało z kobietą – czy zniknęła, ratując swoje życie, bo ktoś jej groził, czy może ktoś jej w tym pomógł; w końcu jej bunt mógł uwierać wiele osób. Mąż, wspólnicy męża, kochanka, przyjaciółki, sąsiedzi – wszyscy z przerażeniem czekali, co jeszcze pani w sądzie wyśpiewa. Komu jeszcze dostanie się po łapach. Kto zwróci na siebie uwagę i narazi na ujawnienie swoich tajemnic.

Bo prawda była taka, że króliczek nadepnął na odcisk wszystkim i każdy miał powód, by go zlikwidować. Wściekła przyjaciółka, której sekrety króliczek był zmuszony wyznać, co skończyło się dla niej dwoma wybitymi zębami i złamanym nosem. Wspólnik męża, który zorientował się, że pani więcej wiedziała na temat ich zagranicznej firmy, niż przypuszczał. Teściowa, która przez lata godziła się, by mąż ją bił i poniewierał. Teść, którego króliczek przed sądem nazwał socjopatą tłukącym swoją żonę i dzieci. A nawet kierowca męża, którego aktoreczka nazwała dilerem i kryptogejem. Tak, każdy miał swój powód, żeby uciszyć panią… A potem całą sprawę. Jak to wśród bogaczy bywa.

https://jastrzabpost.pl/ewelina-slotala-opisala-brudy-konstancina-tak-elity-traktuja-kobiety-zatuszowane-morderstwa-zmowa-milczenia,7150273523841728a

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© 2025 Co powie Ryba? I skąd nadpływa? - Theme by WPEnjoy · Powered by WordPress