Częstochowskie szambo wylewa: 4 policjantów i lekarka oskarżeni za „stan wyższej konieczności”

Lekarce z Częstochowy w czasach rządów PiS groziła utrata prawa jazdy, bo jechała przez miasto ponad 100 km na godz. Patrolowi policji, który ją zatrzymał, miała najpierw powiedzieć, że spieszy się na urodziny córki. Gdy usłyszała, jak surowa kara ją spotka, miała się odgrażać, że tak tej sprawy nie zostawi i zna wiele ważnych osób. Zaczęła gdzieś dzwonić. Wkrótce prawo jazdy w kontrowersyjnych okolicznościach do niej wróciło. Teraz lekarka oraz czterej policjanci, którzy zdaniem prokuratury tuszowali jej sprawę, mają proces.

  • Oficjalnie policja uznała, że lekarka, wbrew ustaleniom patrolu, który ją zatrzymał, wcale nie spieszyła się na imprezę rodzinną, lecz do chorej pacjentki
  • Sprawę zaczęła później wyjaśniać prokuratura, która o matactwa oskarżyła czterech częstochowskich policjantów, a lekarce zarzuciła składanie fałszywych zeznań
  • Nikt z piątki oskarżonych nie przyznaje się do winy

W lipcu 2020 r. patrol policji stojący na dwupasmowej Alei Bohaterów Monte Cassino w Częstochowie zatrzymał osobowe bmw. Kierowała nim miejscowa lekarka Agata D. Fotoradar zmierzył, że w terenie zabudowanym jechała 109 km na godz., mimo ograniczenia do 50 km na godz. Dwoje policjantów zapisało w swoich notatnikach, że lekarka powiedziała im, iż spieszy się na urodziny córki. Przekazali jej wtedy złą nowinę — skoro dopuszczalną prędkość przekroczyła ponad dwukrotnie, na pewien czas straci prawo jazdy.

— Wtedy kobieta się zagotowała. Zaczęła mówić, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę, bo ona nie może stracić prawa jazdy. Twierdziła, że ma znajomości na wysokich stanowiskach i tak tej sprawy nie zostawi. Zaczęła gdzieś dzwonić, dosłownie wisiała na telefonie. Z późniejszych billingów wynikało, że kontaktowała się m.in. z ważnym posłem PiS z naszego terenu, który miał dojścia do kierownictwa częstochowskiej komendy. O czym rozmawiała z politykiem, tego nie wiemy. Można się tylko domyślać — wskazują źródła Onetu.

Jadę na imprezę, to znaczy do chorej matki

Jeśli wierzyć notatnikom i zeznaniom dwojga policjantów, którzy zatrzymali lekarkę Agatę D., na początku tłumaczyła się, że złamała przepisy, bo spieszy się na urodziny córki. Wkrótce jednak, gdy wydawało się przesądzone, że straci prawo jazdy, pojawiła się inna wersja. Po kilka dniach od zdarzenia częstochowska policja doszła do wniosku, że lekarka złamała przepisy „w stanie wyższej konieczności”, bo wcale nie jechała na imprezę, lecz do chorej pacjentki, którą była jej matka. Tym samym trzeba oddać jej dokument.

— Lekarka musiała uderzyć wysoko, bo szybko jej dokumenty wzięli w ręce kolejni policjanci z częstochowskiej komendy i zaczęli mataczyć, żeby znaleźć powód do oddania jej prawa jazdy. Nie chcieli skserować notatników dwojga policjantów, którzy zapisali w nich rzeczywisty przebieg kontroli, w tym także to, co mówiła lekarka tuż po zatrzymaniu. Zaczęli za to naciskać na policjanta, który ją kontrolował, żeby potwierdził, iż ona wcale nie jechała na imprezę rodzinną, lecz do chorej matki. On się nie zgodził, podpisał się jedynie pod stwierdzeniem, że lekarka „jechała szybko”. Jego przełożeni później dorobili do tego ideologię i dopisali, że spieszyła się do chorej matki. Ona też zaczęła lansować tę wersję. Na tej podstawie odzyskała prawo jazdy — mówi kolejne źródło Onetu, które zna szczegóły sprawy.

Okolicznościami oddania jej dokumentu szybko zainteresowało się biuro spraw wewnętrznych (tzw. policja w policji). Następnie śledztwo wszczęła prokuratura w Sosnowcu. Przekazała Onetowi, że oskarżyła czterech częstochowskich policjantów — żaden z nich nie brał udziału w interwencji. Na ławie oskarżonych w odrębnym procesie zasiadła także lekarka.

— Funkcjonariusze, jak wynika z treści przedstawionych im zarzutów, działali w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez Agatę D. w postaci zwrotu zatrzymanego jej prawa jazdy — przekazała nam prokurator Dorota Pelon, rzeczniczka sosnowieckiej Prokuratury Okręgowej.

Prokuratura dodaje, że oskarżeni, chcąc zatuszować sprawę, nie zabezpieczyli notatników służbowych dwojga policjantów, którzy zatrzymali lekarkę.

— Notatniki służbowe to taki katechizm policjantów. Podczas kontroli drogowej zdarza się, że kierowcy mówią różne rzeczy, czasami grożą albo powołują się na znajomości. Dlatego notatnik i jego zapisy mają ogromną rolę w dochodzeniu, jak było naprawdę. W tej sprawie przełożeni tych policjantów nie skserowali notatników, bo ich zapisy zburzyłyby wersję o lekarce pędzącej do chorej matki — mówi źródło Onetu w częstochowskiej policji.

Jeden oskarżony jest emerytem, pozostali nadal są policjantami

Pierwszy oskarżony to Rafał Z. W 2020 r. był zastępcą naczelnika częstochowskiej prewencji. Prokuratura zarzuciła mu, że bezzasadnie polecił wszcząć postępowanie mające wyjaśnić, czy były podstawy do zatrzymania lekarce prawa jazdy, a następnie zatwierdził wniosek sporządzony przez innego oskarżonego o odstąpieniu od odebrania dokumentu.

Drugi oskarżony to Grzegorz W. z częstochowskiej drogówki. Zdaniem prokuratury nakłaniał funkcjonariusza, który kontrolował lekarkę, do złożenia fałszywych zeznań, że Agata D. jechała za szybko ze względu na stan wyższej konieczności. Miał także podżegać kolejnego policjanta, Rafała O., który prowadził postępowanie wyjaśniające ws. kontroli drogowej i również oskarżonego, do wpisania nieprawdy w dokumentach.

Czwartym oskarżonym jest Sebastian T., w tamtym czasie naczelnik częstochowskiej drogówki. On zdaniem sosnowieckiej prokuratury złamał prawo, bo dokumenty w sprawie prawa jazdy lekarki przekazał do Wydziału Prewencji „celem podjęcia czynności wyjaśniających”. Miał w ten sposób działać na szkodę interesu publicznego, bo ostatecznie doprowadziło to do wydania decyzji przez prezydenta Częstochowy o niezatrzymaniu prawa jazdy.

Za wyjątkiem Sebastiana T., który dwa lata po zdarzeniu, czyli w 2022 r., na własną prośbę odszedł na policyjną emeryturę, pozostali oskarżeni są czynnymi policjantami. Nasze źródła mówią, że pracując w policji, mają kontakt z niektórymi świadkami. Śląska policja, proszona przez Onet o komentarz, odpowiedziała, że jeden z oskarżonych jest asystentem w zespole wykroczeń, a dwaj pozostali pracują w zespole dyżurnych. KWP w Katowicach nie odniosła się do części naszych pytań, np. czy wobec nich wyciągnięto wcześniej jakiekolwiek konsekwencje służbowe.

Onet dodzwonił się do dwóch z czterech oskarżonych. Nie chcieli komentować zarzutów. Wiemy jednak, że do winy się nie przyznają, a emerytowany były naczelnik drogówki broni się, że jedynie przekazywał dokumenty, bo znalazł błąd w dacie. Zaprzecza, aby wykazywał jakąkolwiek inicjatywę w celu oddania lekarce prawa jazdy.

Osobny proces w częstochowskim sądzie ma lekarka Agata D. Jej prokuratura w Sosnowcu zarzuca czterokrotne złożenie fałszywych zeznań, bo jako świadek miała kłamać na temat przyczyn przekroczenia prędkości. Fałszywe zeznania miała złożyć m.in. w trakcie śledztwa prokuratury. Również ona nie przyznaje się do winy.

Próbowaliśmy skontaktować się z lekarką. Nie odpowiedziała na naszą prośbę o komentarz.

https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/skandal-w-czestochowie-czterech-policjantow-i-lekarka-oskarzeni-za-stan-wyzszej/7r602lh,79cfc278

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© 2024 Co powie Ryba? I skąd nadpływa? - Theme by WPEnjoy · Powered by WordPress