Roman Giertych jest adwokatem młodszej z nastolatek, która uległa wypadkowi w radiowozie, a także jej matki. Opublikował on nagranie, w którym opowiada o szczegółach zdarzenia. Jak mówi, po przeprowadzonej wizji lokalnej udało się ustalić między innymi, że radiowóz rozbił się na drodze, która prowadziła do lasu, a komisariat znajdował się w przeciwnym kierunku.
Przypomnijmy, że w nocy z poniedziałku na wtorek policyjny radiowóz uderzył w drzewo w miejscowości Dawidy Bankowe w pobliżu Piaseczna. W samochodzie oprócz funkcjonariuszy były dwie nastolatki. Mundurowi zabrali do radiowozu 17— i 19-latkę. Jak informowaliśmy w Onecie, matka 17-latki podkreśla, że jej córka nie wsiadła z własnej woli do radiowozu. — Dziewczyny na pewno nie chciały z własnej woli wsiadać do radiowozu. Jak córka dziś o tym usłyszała, aż się oburzyła. Policjanci kazali jej 19-letniej koleżance wejść do radiowozu, a ona pociągnęła moją córkę za sobą, bo się po prostu bała — relacjonuje w rozmowie z Onetem pani Sylwia. Jej wersję wydarzeń potwierdził Roman Giertych, który w opublikowanym na YouTubie nagraniu dokładnie opisuje kulisy tego zdarzenia. — Grupa młodzieży dwoma samochodami jechała wieczorem na spotkanie, zobaczyli oni pożar wzdłuż drogi, paliły się krzaki, próbowali ten pożar ugasić, ale nie dali rady, więc wezwali straż pożarną i policję. Gdy policja przyjechała, pożar był już ugaszony przez strażaków, ale policjanci zaczęli z niewiadomych powodów spisywać młodzież, która zawiadomiła o pożarze — relacjonuje Giertych. Następnie mówi, że w czasie spisywania nastolatków padały różne żarty, również o niewybrednym charakterze. — Jeden z policjantów wskazując na świecącego się koguta w wozie strażackim, rzucił do dziewczyn, że może im pokazać innego koguta. Następnie starszy z policjantów zapytał się młodzieży, czy mają narkotyki, a ci odpowiedzieli, że nie. Wybrał jedną z dziewczyn i kazał jej wsiąść do samochodu. Przerażona dziewczyna wsiadła, ale poprosiła koleżankę — moją klientkę — aby wsiadła do samochodu razem z nią — opowiada. Dróżka prowadziła do lasu — Policjanci weszli razem z nastolatkami, zaczęli wpisywać coś do systemu, po czym nagle ruszyli z piskiem opon. Moja mocodawczyni zapytała, gdzie jadą, ale nie dostała odpowiedzi. Dziewczyny nie mogły zapiąć pasów, powiedziały to dwa razy, ale nie dostały na to żadnej odpowiedzi — opowiada mecenas. — Samochód z dużą prędkością przejechał dwa kilometry i na zakręcie uderzył w drzewo po godzinie 21 — przypomina Giertych. Dodaje, że dokonano wizji lokalnej i zakręt, na którym doszło do wypadku, prowadzi na dróżkę w stronę lasu. Zupełnie w drugą stronę była komenda policji — podkreśla. Po wypadku dziewczyny wyczołgały się z samochodu. — Podszedł do nich młodszy policjant i zapytał, czy nic się nie stało, a starszy powiedział: "spi********* stąd". Nie udzielono im żadnej pomocy, nie wezwano karetki — opowiada mecenas. Zaznaczył, że jego klientka była zalana krwią, bo doznała urazu nosa i w poniedziałek będzie przechodzić — Ta reakcja świadczy o tym, jaki był motyw tego uprowadzenia. Nie było żadnych podstaw do nakazania wejścia do radiowozu, to były działania o charakterze przestępczym. Ta reakcja wskazuje na próbę ukrycia tego faktu — mówi Giertych.
O bulwersującym zachowaniu policjantów mówi w rozmowie z Onetem również brat 17-latki. — Kiedy policjanci zdali sobie sprawę, co zrobili, kazali dziewczynom uciekać. Jeden z nich krzyknął do nich po prostu "s**********!". Siostra miała zakrwawioną głowę, więc ten młodszy się przynajmniej zainteresował i sprawdzał, czy jest cała. Drugi najwidoczniej miał to gdzieś. Nie zmienia to faktu, że ostatecznie kazali im "s*********". Dziewczyny przeszły więc pieszo odległość jakichś trzech latarni i tam zgarnęli ich znajomi. Wtedy zadzwonił do mnie chłopak siostry. Mówiłem im, żeby tam na miejsce wezwali karetkę, ale odpowiedział, że policja nie pozwala i muszą stąd odjechać. Jak zatrzymywały się tam inne auta, to też policjanci kazali im natychmiast odjeżdżać. A to przecież potencjalni świadkowie. Widać, że już wtedy chcieli tuszować sprawę — uważa 26-letni brat poszkodowanej.
Nastolatka przesłuchiwana ze złamaną ręką Roman Giertych zaznaczył, że karetkę wezwali chłopcy, którzy przyjechali na miejsce wypadku na prośbę nastolatek. — Moja klientka została zabrana do szpitala, a druga dziewczyna ze złamaną ręką była przesłuchiwana do czwartej nad ranem przez policję, tą samą, która zawiniła w tej sprawie. — Rzecznik policji nadkom. Sylwester Marczak przedwczoraj był łaskaw powiedzieć, że prośba wejścia do radiowozu wyszła od nastolatek. To jest bezczelne łgarstwo. Próba przyćmienia całej sprawy. Nadto ujawnianie publiczne jakichkolwiek informacji z postępowania przygotowawczego przed przesłuchaniem sprawców zdarzenia jest utrudnianiem postępowania karnego — zauważa mecenas. Roman Giertych zaznaczył, że policjanci nie zostali do tej pory zawieszeni, lecz poszli na zwolnienie lekarskie. — Mamy do czynienia z bardzo poważną sprawą. Doszło do naruszenia kilku przepisów kodeksu karnego. A przede wszystkim nie został wyjaśniony motyw, dlaczego policja z grupy młodzieży wybiera dwie dziewczyny i wywozi je w nocy do lasu bez żadnej podstawy prawnej. To powinno być wyjaśnione — zaznaczył adwokat.
Apel Giertycha — W przekonaniu rodziny, policja już na wstępnym etapie zachowuje się tak, jakby pomagała policjantom uniknąć odpowiedzialności karnej. Wypowiedzi nadkomisarza Marczaka są nakierowane na to, aby uchronić od odpowiedzialności policjantów. Dochodzą do mnie informacje, że tego typu zdarzenia, a nawet gorsze, miały miejsce wcześniej na terenie Pruszkowa i okolic — powiedział. Roman Giertych zwrócił się do osób, które brały udział w tych zdarzeniach, aby z zachowaniem anonimowości, zwróciły się do prowadzonej przez niego kancelarii.
Komentarz: Wg badań Portera i innych (2000 r.) które skoncentrowane były na poszukiwaniu wrażeń, jako czynnikowi motywującemu do popełniania przestęstw seksualnych, w gupie złożonej z gwałcicieli, psychopatię rozpoznano u 35,9% osób badanych, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że któryś z opisanych wyżej przestępców może być psychopatą.