Sędzia z Katowic miał mówić do pracownicy „cipulinda”, „debil”. Teraz pozwał sąd i domaga się miliona złotych zadośćuczynienia
Sędzia straszył pracowników, że ich „wypier..li”, jedną z pracownic nazywał „cipulindą”, inna z kolei wymiotowała przed wyjściem do pracy – stwierdziła komisja antymobbingowa w Sądzie Okręgowym w Katowicach. Jako mobberkę wskazano też kierowniczkę sekretariatu.
Od kilku tygodni ta historia jest tematem numer jeden korytarzowych rozmów w Sądzie Okręgowym w Katowicach. W zabytkowym gmachu przy ulicy Andrzeja, gdzie funkcjonuje pion karny sądu, wszyscy wiedzą, że pracowała tam komisja antymmobingowa. Co ustaliła? Kto został uznany za mobbera, a kto był pokrzywdzony? – Oficjalnie nic nie możemy powiedzieć, bo kierownictwo dostanie szału. Już w listopadzie robiono śledztwo, kto dał cynk „Wyborczej”, że w sali w trakcie rozprawy spadł sufit – mówią pracownicy. Czują się zastraszeni, zastrzegają anonimowość.
Nawet sędzia Agata Stankiewicz-Rataj, powołana przez Zbigniewa Ziobro prezes katowickiego sądu, nie chce mówić o efektach postępowania antymobbingowego. Napisała mi, że „nie ma kompetencji do informowania w przedmiocie ustaleń komisji”.
Pracownicy: kierowniczka dzwowniła po butikach, swoją robotę zrzucała na innych
Sprawa dotyczy jednego z wydziałów Sądu Okręgowego w Katowicach. Jego pracownicy nie tylko protokołują przebieg rozpraw, ale także pilnują korespondencji ze stronami postępowań, biegłymi, wydają zgody na widzenia z aresztowanymi oskarżonymi, nadzorują sprawy odszkodowawcze, ustalają miejsca pobytu świadków, obsługują kancelarię tajną. – Nie dość, że jest nas za mało do obsługi tych wszystkich obowiązków, to jeszcze zarządzanie kadrami było dramatyczne. Kto był lubiany przez kierowniczkę sekretariatu, miał lżej. Reszta musiała zasuwać za dwóch lub trzech, wedle jej humorów – mówią proszący o zachowanie anonimowości pracownicy.
Kierowniczką sekretariatu wydziału była Grażyna, a jej zastępczynią Bożena [imiona zostały zmienione-przyp.red.]. Kobiety za sobą nie przepadały. Kiedy siedziały w jednym pokoju, toczyły wojnę o okno. – Bożena lubi chłód, więc je otwierała. Z kolei Grażynie ciągle było zimno, skarżyła się, że przez to okno non stop jest zaziębiona. Ciągle były awantury – wspominają pracownicy sądu.
Kiedy historia z oknem zrobiła się głośna, obie kobiety rozsadzono w innych pokojach. – Wtedy Grażyna dużą część swojej roboty zaczęła spychać na Bożenę. A sama w tym czasie obdzwaniała butiki i wypytywała zaprzyjaźnione sprzedawczynie, czy pojawiły się jakieś nowe spódnice. Tłumaczyła nam wszystkim, że jest menedżerką od zarządzania robotą, a nie jej wykonywania. Ta spychologia trwała latami – mówią pracownicy sądu. Twierdzą, że doszło do tak patologicznej sytuacji, że Bożena nie mogła pójść na dłuższy urlop, bo nikt inny nie był w stanie „ogarnąć roboty” w wydziale.
– Grażyna nie miała zwyczaju odpowiadać pracownikom na „dzień dobry” lub „cześć”. A kiedy ktoś przestał jej z tego powodu to mówić, wydzierała się, że ludzie nie mają za grosz kultury osobistej i są chamami – mówią pracownicy. Dodają, że kiedy przychodzili do kierowniczki z jakimś problemem, musieli mówić do jej pleców, bo zwyczajowo nie odwracał się na fotelu. – Wyjątek robiła chyba tylko dla woźnego, którego czasami prosiła, żeby skoczył jej do Kłosa po ptysie – mówią nasi informatorzy.
Pracownicy: Przewodniczący jest wybuchowy, „rzucał mięsem” jak furman
Ich zdaniem w to wszystko wpisał się sędzia Błażej (imię zmienione), przewodniczący wydziału. – Jest wybuchowy i ma strasznie krótki lont. Bardzo łatwo go wyprowadzić z równowagi, a wtedy nie panuje nad sobą. Choć często na sali rozpraw nosi muszki, to w zaciszu gabinetu potrafił „rzucać mięsem” jak furman – mówią pracownicy. Jedni twierdzą, że wprowadził w wydziale wojskowy dryl, inni nazywają to terrorem. – Do tego dochodziła nieprzewidywalność. Jednego dnia potrafił powiedzieć jednej z koleżanek, że ma ładną bluzkę, drugiego, że jej urosła dupa. A potem wszyscy byliśmy dla niego debilami. Ludzie, jak słyszeli, że mają być przeniesieni do pracy w naszym wydziale, to robili wszystko, żeby do tego nie doszło – mówi jedna z pracownic.
Twierdzi też, że sędzia miał specyficzny sposób motywowania podwładnych do efektywniejszej pracy. – Kiedy były wydziałowe zebrania, potrafił je zacząć stwierdzeniami w stylu, że zrobi nam jesień średniowiecza, że dawno nikomu nie zrobił dyscyplinarki dla przykładu lub że na nasze miejsce pod sądem czeka 150 osób. Znosiliśmy to ze strachu – mówi.
Afera mobbingowa wybuchła kilka miesięcy temu. Pewnego dnia, w związku ze strajkiem rolników, którzy blokowali drogi dojazdowe do Katowic, Bożena wzięła jednodniowy urlop. Wtedy sędzia Błażej powiedział jej, żeby tego nie nadużywała, bo to dezorganizuje pracę sekretariatu. – Kiedy jej o tym powiedziałem, ona stwierdziła, że o urlopie musiała powiedzieć mi Grażyna. I wtedy oznajmiła, że jest przez nią mobbingowana. Uważam, że od molestowania i mobbingu trzeba trzymać się jak najdalej, więc postanowiłem zareagować – mówi sędzia Błażej. W przeciwieństwie do Grażyny i Bożeny zgodził się na rozmowę ze mną.
Sędzia Błażej powiadomił przełożonych, że pracownica skarży się na mobbing ze strony kierowniczki
Sędzia twierdzi, że przygotował dwa pisma: pierwsze mówiło o tym, że Bożena użyła słowa mobbing ze zdenerwowania. A drugie, że zgłasza iż jest mobbingowana przez kierowniczkę. – Poprosilem Bożenę, żeby podpisała jedno z nich. I zapowiedziałem, że jeśli tego nie zrobi, to sam zawiadomię o sprawie dyrektora sądu – mówi sędzia. Kiedy Bożena odmówiła, powiadomił kierownictwo sądu, że pracownica poskarżyła się na mobbing ze strony kierowniczki.
Kiedy w sądzie zebrała się komisja antymobbingowa, otrzymał pismo z pytaniem, kogo chce wezwać na świadka. – Odpisałem, że nikogo nie chcę przesłuchiwac, bo sprawa dotyczy kierowniczki sekretariatu, a ja nie mam kompetencji, aby to wyjaśniać – podkreśla sędzia.
Komisja antymmobingowa w Sądzie Okręgowym w Katowicach pracowała przez kilka tygodni. Przesłuchała 19 pracowników. – Były takie sytuacje, że kiedy ktoś szedł na przesłuchanie, spotykał nagle Grażynę, która czekała w pobliżu sali, gdzie członkowie komisji czekali na świadków. Ludzie odbierali to jako próbę zastraszenia – mówią pracownicy.
Komisja stwierdziła, że sędzia i kierowniczka dopuścili się zachowań o charakterze mobbingowym
Postępowanie antymobbingowe zakończylo się pod koniec czerwca. Komisja stwierdziła, że sędzia Błażej oraz Grażyna dopuścili się zachowań o charakterze mobbingowym. Uznano, że proceder miał trwać kilka lat, a Bożena i inni pracownicy nie zgłaszali tego wcześniej, bo bali się konsekwencji.
Z raportu komisji, który przeczytałem, wynika, iż sędzia miał straszyć pracowników, że „ich wypierdoli”, że „ma na nich teczki”, miał komentować wygląd pracownic, a te, które odchodziły z wydziału, miał nazywać „sprzedawczykami.
„Jedna z pracownic skarżyła się, że wymiotuje przed wyjściem do pracy, pracownicy obawiają się negatywnych zachowań przewodniczącego” – napisano w raporcie komisji.
Wynika z niego również, że sędzia miał zwracać się do Bożeny per „cipulinda”, „debil” lub komentować jej wygląd słowami „masz fryzurę jak Piast Kołodziej”. Dodatkowo wobec dwóch palących pracownic kazał prowadzić ewidencję czasu spędzonego w palarni.
Z kolei kierowniczka sekretariatu miała nazywać pracownice „idiotkami”, nierównomiernie obciążać je pracą. Komisja nie zaleciła jednak powiadomienia prokuratury, czy Państwowej Inspekcji Pracy.
– W stanowisku komisji są tylko dwie rzeczy, którą potwierdzę: komentowałem wygląd pracownic. Jak miały nowe spodnie, czy bluzkę, to po prostu to zauważałem. Ot, taka kurtuazja. I faktycznie kazałem prowadzić eweidnecję czasu w palarni, bo dochodziło do sytuacji, że pracownice spędzały w niej po półtorej godziny dziennie. Czy to jest jednak mobbing? – pyta sędzia Błażej.
…
Prezes sądu podjęła czynności. Nie wiadomo jakie
Co na to prezes sądu w Katowicach? „Jako Prezes Sądu Okręgowego w Katowicach podjęłam w ramach swoich kompetencji stosowne czynności, które z uwagi na czas od przedstawienia mi stanowiska Komisji do czasu Pana zapytania nie zostały zakończone. Moje decyzje, w zakresie moich kompetencji, które podejmuję udzielą odpowiedzi na Pana pytania w zakresie ustaleń Komisji” – napisała enigmatycznie prezes Stankiewicz-Rataj. Żadnych szczegółów jednak nie podała.
Na stronie internetowej sądu pojawiła się informacja, że Grażyna nie kieruje już sekretariatem wydziału. Sędzia Błażej nadal jest jego przewodniczącym. – Od czasu zakończenia prac komisji to zupełnie inny człowiek – przyznają pracownicy sądu.